Na nasze pierwsze przepłynięcie Atlantyku zgłosiliśmy się na regaty przez Atlantyk organizowane przez Atlantic Rally for Cruisers. My wybraliśmy te, które zatrzymują się na chwilkę na Wyspach Zielonego Przylądka. Termin wypłynięcia był już dawni znany. Ostatnie tygodnie przed wypłynięciem skoncentrowaliśmy się na przygotowaniach. Mało było czasu, aby myśleć o tym, czy my tak naprawdę chcemy przepłynąć ten Atlantyk z małymi dziećmi.

Las Palmas na Gran Canarii jest naprawdę wspaniałym miejscem na start przez Atlantyk. Tutaj można kupić wszystko, czy to wyposażenie do jachtu, czy po prostu jedzenie. A wszystko w  naprawdę przystępnej cenie. Prawie każdy dzień byliśmy w żeglarskim sklepie Rolnautic. Pracownicy są kompetentni i jest duży wybór towaru. Ogólnie cały sklep jest dobrze przygotowany na uczestników ARC. Nawet mogliśmy wykupić sobie prywatną lekcję na której jeden z pracowników przetestował z nami po raz pierwszy naszą odsalarkę Spectra i dał nam wiele wskazówek dotyczących jej użytkowania.

Jeżeli chce się coś zamówić z Europy to trzeba uważać, bo bardzo wiele paczek nie przechodzi przez cło i są odsyłane. I tak właśnie było z naszą paczką, w której mieliśmy zapasowe części do naszego autopilota. Łatwiej i pewniej byłoby zamówić to przez sklep żeglarski Rolnautic.

Basen w Clubie Varadero w naszym porcie był bezcenny. Byliśmy tam prawie każdego dnia, a Nael w tym czasie nauczył się pływać i nurkować. Na pomoście S, gdzie zebrane były jachty, na których były dzieci, zawsze się coś działo. Amerykanie zorganizowali nawet Halloween Party. Nael obchodził swoje 5 urodziny. Podczas imprezy na pomoście S można było wypróbować swoich narzędzi, które mogą przeciąć nasze stare wanty. Najszybciej udało się przeciąć piłą elektryczną i ręczną. Najciężej było ją przeciąć nożycami.
Geburtstag

I tak właśnie 5 listopada nadszedł ten dzień. Regaty ARC+ wystartowały w kierunku Mindelo. Po dobrym starcie przy klasycznym północno-wschodnim wietrze przepłynęliśmy 165 mile w 24 godziny. Nowy rekord dla naszej Bajki.
ARC Start

Niestety dwa dni później dopadła nas flauta i aby zdążyć jeszcze na metę przed limitem czasu byliśmy zmuszeni włączyć silnik na parę godzin. Niespodziewanie w naszej klasie wygraliśmy pierwszy etap regat. Pewnie ze względu na naszą małą ilość godzin na silniku. Do Mindelo przypłynęliśmy dosyć późno i mogliśmy się jedynie wybrać na półdniową wycieczkę po wyspie i spędzić parę godzin na pięknej piaszczystej plaży z krystaliczną wodą.
ARC MIndelo

Po trzech dniach spędzonych w Mindelo wystartowaliśmy w drugim etapie na Karaiby. Rejs przez Atlanyk z ponad 2000 milami. Przewidywane były raczej słabe wiatry. Utworzony niż po środku Atlantyku zakłócił występujący tu pasat. Mimo, że musieliśmy pokonać dłuższą drogę zdecydowaliśmy się zejść trochę na południe

Dzięki słabym wiatrom mieliśmy dużo czasu na łowienie ryb. Po tym jak złapaliśmy trzy małe, ale smaczne rybki, zarzuciliśmy większą przynętę… i nagle złapała się 15 kg Mahi Mahi złota makrela. I co teraz? Arek wciągnął ją powoli na pokład i zabił ją, a Ela wy filetowała tą ogromną rybą tak jak ją siostra nauczyła. Wszystko razem zajęło ponad godzinę. Dzięki takiej dużej rybie mieliśmy zapewnione następne trzy posiłki.
MAhi Mahi

Następnego dnia odwiedziły nas Orki. Ponad godzinę bawiły się z naszą Bajką. Czasami płynęły tak blisko, że zahaczyły płetwą naszego jachtu. Nie tylko dzieci były pod wrażeniem widzieć te piękne i ogromne stworzenia.

Tak jak przypuszczaliśmy największym wyzwanie podczas rejsu było zajęcie dzieci podczas dnia, gdzie tak naprawdę powinniśmy odsypiać zarwane nocki. Tak więc budowanie z Lego, zabawy maskotkami, czytanie książek, oglądanie filmów i zabawy na tablecie to jedno. Inny ważny aspekt to jak rozładować energię dziecka na tak małej powierzchni. W Decathlonie kupiliśmy taśmę gumową gimnastyczną na której dzieci mogły się huśtać i skakać do woli. Lukas zbudował z chłopcami drabinkę, na której można było się wspinać na dziobie. Oczywiście jak była flauta.
Atlantiküberquerung Genaker

Po przepłynięciu połowy drogi, szło już jak z górki. Wiatr pasat był już mocniejszy i żeglowaliśmy prawie z podwójną prędkością. Kolejne setki mil mijały nam bardzo szybko. W drugiej połowie pojawiały się burze, gdzie wiatr wzmacniał się o około 10 węzłów i trochę nam deszczyk pokropił. Mocniejszy wiatr pozwalał nam nabrać choć na chwilę trochę większej prędkości.
Atlantik Squalls

Ustawienia naszych nowych elastycznych paneli słonecznych zmienialiśmy częściej niż żagli. Około trzy razy dziennie zmienialiśmy ich miejsce i w ten sposób dawały więcej energii niż te które są zamontowane na rufie jachtu.
Solar panels

Udział w regatach podczas płynięcia przez Atlantyk był dla nas idealny. Po jednej dobie jak się jachty rozpłynęły na oceanie zrobiło się więcej miejsca. Dzięki naszemu telefonowi satelitarnemu Iridium Go co cztery godziny mogliśmy pobierać informacje gdzie są inne jachty i jak szybko płynął. Na podstawie tych danych i prognoz pogody ustalaliśmy czy musimy zmieniać nasz plan płynięcia, czy jesteśmy na dobrym kursie.

Rejs przez Atlantyk jest jak jazda na sankach. Na górze wskakuje się na sanki i po godzinie jest się już na dole. Nie ma już powrotu. Po prostej drodze trzeba trochę pomóc, a przy oblodzonej mknie się szalenie.

Mimo, że dzień do dnia był bardzo podobny, nam nie było nudno, bo na pokładzie były dwa małe szkraby. Codzienne czynności jak gotowanie, sprzątanie, zabawy i spanie były rutyną w ciągu dnia.
Baden

Na wodzie wszystko odbywa się wolniej, ponieważ jacht kołysze się cały czas raz mocniej a raz słabiej. Nie do zapomnienia są takie momenty jak złapanie ryb, orzeźwiający prysznic na rufie, czy granie na gitarze i keyboardzie. I nagle jest się już na Karaibach…